Zarówno zwolennicy jak i przeciwnicy Klasy OPEN zgadzają się, że jej sędziowanie jest wymagające. Pojawiają się nowe wyzwania, jak ocenić materiał na którym sędziowie filatelistyczni się nie znają. Uważam, że bardzo ważna jest w tym przypadku aktywność, dociekliwość i umiejętność szukania wiedzy przez sędziów oraz coś co nazywamy zdrowym rozsądkiem, czyli logiczne, trzeźwe spojrzenie wraz z umiejętnością odniesienia do znanych sobie wartości. Z tym jednak bywa różnie.
Według krytyków, oceny przyznane eksponatom Klasy OPEN np. na wystawie Oława 2021, były zbyt wysokie. Zaburzyło to porównywalność ocen eksponatów pomiędzy różnymi klasami filatelistyki wystawienniczej. Bardzo możliwe, że te stwierdzenia są słuszne. Chciałbym jednak zauważyć, że zawyżanie ocen „swoich eksponatów” nie jest niczym nowym w polskiej filatelistyce. Bardzo charakterystyczny i znany od lat jest symptom własnego stadionu, a na wystawie w Oławie, poza nielicznymi wyjątkami, rywalizowały głownie eksponaty lokalne. Okręg Dolnośląski wziął sobie do serca rolę promotora Klasy OPEN, a dodatkowo trochę zapromował swoich to wyszło jak wyszło. To samo zresztą dotyczy wystaw na terenie zaprzyjaźnionym, a jak rozkłada się mapa sympatii to widać. Chciałbym jednak zauważyć, że wystawa oławska z racji jej wirtualnej organizacji, dała większe szanse na wnikliwe obejrzenie eksponatów, a co za tym idzie wypatrzenie ich minusów. Nie zagra w takim przypadku efekt wow pierwszej strony, ukrycie niedoskonałości gdzieś „po kątach” bo wszystko jest widoczne jak na dłoni. Wystarczy poczytać recenzje wysoko ocenianych eksponatów wirtualnej wystawy tematycznej aby zrozumieć tą trudność. Odnosząc raczkującą klasę do dawno obecnej widać, że proporcje krytyki robią się zrozumiałe.
Oprócz szkolenia i mobilizowania do aktywności sędziów Klasy OPEN, potrzebne jest też dokładniejsze określenie niuansów regulaminowych, jak choćby egzekwowanie zasady 50% filatelistyki czy punktowanie różnorodności. Także wypracowanie wytycznych do oceny niektórych walorów niefilatelistycznych. Jak wiadomo mają one być oryginalne. Cóż to znaczy np. w stosunku do zdjęć. Mogą to być np. zdjęcia prywatne, także robione przez lub na życzenie wystawcy, zdjęcia z gazet ale i z archiwów gazet, zdjęcia z masowych wydawnictw czy zwykłe odbitki z Internetu. Oczywiście wiek materiału zawsze będzie plusem, ale co dalej. Logicznie rzecz biorąc należało by uwzględnić ich unikalność. W takim przypadku odbitka z archiwum gazety, która była podstawą do replikacji w jej wydaniu, powinna być absolutnie górą. Z prostej przyczyny, to egzemplarz pojedynczy i oznaczenie pochodzenia gwarantuje oryginalność, podczas gdy dla całej reszty brak takowego. Taką właśnie odbitkę zastosowałem w swoim eksponacie Tenisa na wózkach, przedstawiając jego twórcę na zdjęciu z archiwum Chicago Sun-Times. Sędziowie w moim przypadku byli jednak zdezorientowani i pomimo opisu nie zrozumieli co to jest. Oczywiście, żeby nie popaść w skrajność w ocenie, należy jeszcze wziąć pod uwagę częstotliwość występowania zdjęć podobnych. Tak czy inaczej porównanie z wielotysięcznym nakładem gazetowym skąd wystawcy często czerpią zdjęcia, naprawdę stawia je na innej płaszczyźnie.
Omawiane zdjęcie i jego metryczka z byłego eksponatu autora.
Tak samo powinno się wypracować jakieś wytyczne do oceny wszelakiego rodzaju dokumentów, których oryginalność i jednostkowość nie podlega dyskusji ale już unikalność owszem. Absolutnie nie zgadzam się ze stanowiskiem zaprezentowanym przez Leszka Bednarka w majowym Filateliście(1), który gloryfikuje unikatowość prywatnych dokumentów. Z eksponatami typu dzieje pana/pani X jeśli nie są postaciami historycznymi, zawsze mam problem mentalny. Na ogół nie są one owocem wieloletniego zbierania tylko ekspozycją archiwum rodzinnego, uzyskanego w ten czy inny sposób. Przykładowa kenkarta czy inny dokument takiej osoby, powinien być oceniany w kategorii ogólnej dostępności i podaży tego typu dokumentów. Szokujące są trochę przedstawione we wspomnianym artykule poglądy, tym bardziej, że przedstawia je sędzia filatelistyczny, wiceprzewodniczący Głównego Kolegium Wystawiennictwa.
Łatwiejsze do oceny są mapy, bilety, widokówki czy numizmaty gdyż oparcie się na wieku i nakładach daje szansę na łatwiejsze porównanie. No właśnie, porównanie ale z czym, przy podobnych eksponatach było by to możliwe ale w rzeczywistości to mała szansa. Może rozwiązaniem było by przydzielanie z klucza czy matrycy, jakiś punktów pomocniczych za każdy walor. Suma takich „małych” punktów lokowała by eksponat w kryteriach: rozwinięcie i rzadkość przekładając się na ostateczną punktację.
To są oczywiście dywagacje laika, ale jak dotąd, nie słychać o jakiejś konkretnej, jednolitej formule regulaminu wypracowanego przez gremia związkowe. W końcówce ubiegłego roku (20 grudnia 2022) rzuciłem się z nadzieją na komunikat Zarządu Głównego o podjętych uchwałach, wśród których znalazła się 28/XXII/ZG/2022 zawierająca wytyczne do sędziowania Klasy Filatelistyki Otwartej KO. No cóż góra zrodziła mysz, a tak naprawdę skopiowała funkcjonującą od dawna wersję, wycinając z niej tylko możliwość eksponatów na mniejszej ilości ekranów. Stało się tak pomimo pewnych już doświadczeń wystawienniczych z naszego podwórka i sporej dozy dyskusji związanej z ich ocenianiem. Takie działanie raczej nie będzie napędzało nowych adeptów do nielicznego grona wystawców. Obawiam się, że kierunek na zjadanie własnego ogona ma się dobrze.
(1) Leszek Bednarek – Ocena kryterium „Rzadkość” w eksponacie klasy filatelistyki otwartej – Filatelista 5/2022