Podobnie jak mój Kolega, Krzysztof Siarkiewicz, autor opublikowanej w lipcowym numerze tegorocznego Filatelisty dyskusyjnego głosu zatytułowanego „Związkowi na ratunek, ale kto?” z dużym zainteresowaniem przeczytałem zamieszczony w czerwcowym Filateliście tekst Panów Macieja Kandulskiego, Józefa Kopcia i Marka Zbierskiego pod tytułem „Zmiany w Związku, czyli Związkowi na ratunek”.
Tekst ten wzbudził moje zainteresowanie z kilku powodów, w tym w szczególności ze względu na to, że poddaje on krytycznej analizie obecną sytuacje PZF i postuluje potrzeby zmian statutowych. Tekst ten zaciekawił mnie także i z tego względu, że jest on kolejnym, jaki Panowie Kopeć i Zbierski publikują na łamach Filatelisty w sprawie pilnych zmian w Związku. Już tekst opublikowany przez wspomnianych Autorów w roku 2013 zmusił mnie do szeregu refleksji, jednak ze względu na mój stosunkowo krótki staż związkowy wstrzymywałem się z zabraniem głosu. Wstrzymywałem się pomimo tego, że diagnoza postawiona przez Autorów wydawała mi się słuszna i o dziwo, w wielu punktach, można by ją przenieść na inne stowarzyszenia działające w naszym kraju a tutaj mam już wieloletnie doświadczenie. Jednocześnie stwierdziłem, że w niektórych aspektach diagnoza przedstawiona przez Kolegów z Wielkopolski jest zbieżna z moją opinią z połowy lat 90-tych XX w. o funkcjonowaniu Związku, wypracowaną przez pryzmat funkcjonowania koła. Wówczas, bowiem będąc rozczarowany sposobem funkcjonowania koła, którego członkiem byłem przez kilka lat, ograniczającym się jedynie do organizowania cotygodniowych spotkań wymiennych (niestety niewiele mających wspólnego z wymianą walorów a będących faktycznie mini targiem filatelistycznym) oraz sprzedaży abonamentu, zdecydowałem się zrezygnować z członkostwa. Do związku powróciłem z chwilą pojawienia się idei powołania koła internetowego, którego jestem jednym z założycieli, w którym spotkałem interesujących ludzi i jak na razie realizuję swoją pasję.
Autorzy tekstu w związku, z którym zabieram głos na łamach prasy związkowej, słusznie zauważają, że statut stanowi swoistą konstytucję i określa zarówno cele dla realizacji, których Związek został powołany, jak również środki, jakimi te cele są realizowane. Na podstawie fragmentarycznej analizy zmiany ilości członków PZF w latach 2004-2014 Autorzy wspomnianego tekstu w ilościowy sposób dokumentują istotny statystycznie spadek liczby członków Związku, w czym upatrują istotne zagrożenie dla istnienia i rozwoju filatelistyki w naszym kraju. Z przytoczonymi przez Autorów danymi nie można polemizować, konkluzja jest jednoznaczna, występuje spadkowy trend członkostwa. W tym miejscu muszę być jednak krytycznym czytelnikiem tekstu Panów Kandulskiego, Kopcia i Zbierskiego i muszę zadać kilka, być może zbyt dociekliwych pytań. Nie jest dla mnie jasne, z jakich powodów wspomniani Autorzy podają dane szczątkowe? Dlaczego nie ma w tym miejscu kompleksowej analizy wykonanej w skali całego Związki, jak i poszczególnych okręgów? Dlaczego Autorzy poza informacją o liczebności całego PZF podają analogiczne dane tylko dla okręgów: Warszawskiego i Zachodniopomorskiego a nie np. dla Wielkopolskiego? Czyżby sprawozdawczość w Okręgu Wielkopolskim nie była realizowana? Czy też sytuacja w tym, jakże bogatym w tradycje filatelistyczne okręgu, jest tak zła, że wstyd jest o niej mówić? A może Autorzy omawianego tekstu świadomie nie pokazują wszystkich danych, gdyż zamierzają w najbliższym czasie opublikować kolejny artykuł dotyczący przyszłości Związku poszerzając wiedzę czytelników o kolejną garść nowych danych ilościowych? To wydaje mi się prawdopodobne, gdyż tekst, nad którego analizą skupiam się nie jest pierwszym tekstem Kolegów z Okręgu Wielkopolskiego o tej tematyce. To już kolejny, a każdy nowszy jest bogatszy od wcześniejszego m.in. o nowe dane liczbowe.
Nie rozumiem również, dlaczego nie można przeprowadzić głębszej analizy, z uwzględnieniem takich danych jak wiek, miejsce zamieszkania itd. Analizy o charakterze demograficznym zazwyczaj rzucają więcej światła na omawiane procesy. Nie jest dla mnie wytłumaczeniem, że Związek nie gromadzi takich informacji o swoich członkach, jak data urodzenia, czy adres do korespondencji i adres poczty elektronicznej. To błąd, bo nic nie wiemy o naszych członach, poza tym, że jest ich coraz mniej i najprawdopodobniej są coraz starsi. To błąd, bo nie możemy szybko zmienić „modelu” składki członkowskiej na taką, która zawiera w sobie obowiązkową opłatę za prenumeratę związkowego czasopisma, co jest w szeregu stowarzyszeniach normą. Jest to błędem, gdyż z tego powodu nie wiemy, jak dostarczyć czasopismo członkom, nie możemy również obniżyć ceny jednego egzemplarza Filatelisty, która przy nakładzie minimalnym, równym liczbie członków związku z całą pewnością byłaby niższa. I pewnie udałoby się również wynegocjować niższą opłatę za przesyłkę, gdyż klient zapewniający rocznie obsługę blisko 80.000 przesyłek zasługuje na inne, lepsze traktowanie. Można również rozważyć możliwość wydawania naszego czasopisma w wersji elektronicznej, tylko, że tego typu zmiana wymaga odpowiedniej akcji propagującej, której przeprowadzenie wymaga czasu, czasu, którego być może Związek nie ma. W tym miejscu od razu chciałbym zbić kontrargumentacje tych oponentów, którzy podniosą kwestie wieku członków Związku oraz braku dostępu do Internetu, czy chęci korzystania z niego. Jest to stwierdzenie z gruntu fałszywe, którym posługują się przeciwnicy szybkich i łatwych w dokonaniu zmian. A fałszywe, dlatego, że dzisiejsi 70-cio, czy nawet 80-cio latkowie korzystają z usług sieciowych obsługując swoje konto, płacąc rachunki, dokonując zakupów z bezpośrednia dostawą do domu, czy też rejestrując się do lekarzy. Poza tym zaawansowani wiekiem filateliści są aktywnymi uczestnikami aukcji internetowych zarówno, jako sprzedający, ale i jako kupujący. Zatem nie powinno być obaw przed wprowadzenie obowiązku wpłacania składki na konto bankowe, czy wydawania Filatelisty w wersji elektronicznej. Udostępnianie wersji elektronicznej zapewne poszerzy grupę odbiorców czasopisma o filatelistów interesujących się polską filatelistyką a mieszkających zagranicą. Bowiem oni nie decydują się na prenumeratę czasopisma ze względu na wysokie koszty opłaty pocztowej. Jednocześnie dziwi mnie informacja, że wyżej wymienionych danych Związek nie pozyskuje. Aktualnie obowiązująca deklaracja członkowska wymusza przecież podanie tychże. Czy inaczej było w przeszłości? Mam prawo wątpić, ale mam też prawo przypuszczać, że informacje te utracono w wyniku bałaganu i braku właściwych, dobrych praktyk w sekretariatach okręgów. Kończąc ten wątek chciałbym zaznaczyć, że podnoszone wątpliwości, co do celowości tworzenia w Związku zbioru danych natury osobowej nie znajduje ograniczeń w regulacjach ustawowych, które nie nakładają na PZF żadnych dodatkowych działań prawnych, czy organizacyjnych.
Koledzy Kandulski, Kopeć i Zbierski w spadku liczebności członków upatrują główną przyczyną pogarszającej się sytuacji finansowej PZF i aby temu zaradzić postulują dokonanie zmian statutowych wywracającą obecną hierarchiczną strukturę związku, dzięki której to zmianie koła i kluby mogłyby uzyskać większą samodzielność działania a koszty funkcjonowania administracji związkowej powinny w istotny sposób zostać ograniczone.
W tym miejsce warto zastanowić się chwilę nad finansami Związku. Jak każdy z nas wie, aby sprawnie funkcjonować, każda organizacja potrzebuje struktur (w tym zaangażowanych działaczy) i środków finansowych. Niewystarczający poziom rozwoju/funkcjonalności jednego z tych elementów może być przyczyną złego funkcjonowania Związku, wadliwe funkcjonowanie obu właściwie nie daje szans na przetrwanie, co Autorzy z zasady wykazali i z czym zgadza się również Kolega Siarkiewicz, jak i piszący te słowa. Podstawowym źródłem finasowania działalności Związku jest składka członkowska oraz działalność gospodarcza Związku. Jak piszą Koledzy z Wielkopolski, odpis z tytułu 1% stanowi znikomą ilość środków pozyskiwanych przez Związek. Jak jednak piszą Autorzy analizy aż 70% członków płaci składkę obniżoną, stanowiącą około 57% składki normalnej, wnoszonej przez pozostałych członków. Oznacza to, że wkład tej uprzywilejowanej grupy członków w utrzymanie Związku jest o niecałe 10% wyższy do tego wnoszone przez członków nieuprzywilejowanych. Jednocześnie, z dużym prawdopodobieństwem mogę założyć, że we władzach związku, na każdym szczeblu dominują lub wręcz maja miażdżącą przewagę ci uprzywilejowani członkowie. Zatem, skoro Związek w zasadzie w tym samym stopniu utrzymuje jedna i druga grupa członków, dlaczego ta płacąca pełną składkę nie jest reprezentowana w tym samym stopniu we władzach Związku? Niestety w kwestii wysokości składek Koledzy z Wielkopolski zachowują się niezwykle kunktatorsko. Sygnalizują problem, widzą w nim przyczynę kłopotów, ale najwyraźniej nie mają odwagi zaproponować, aby zlikwidować ów przywilej rodem z epoki minionej. Nie mają odwagi, bo uważają, że jak przedstawią pod dyskusje taką propozycję to narażą się na powszechną krytykę, czy też może obawiają się, że spotka ich ostracyzm i wyrzucenie poza nawias. Otóż odwagi Panowie! W tym wypadku w pełni popieram stanowisko przedstawione przez Siarkiewicza. Należy ów przywilej bezwzględnie zlikwidować. Być może należy dopuścić możliwość ograniczenia wysokości składki, jako przywilej osób szczególnie zasłużonych dla Związku i polskiej filatelistyki członków. Ale tym przywilejem nie należy szastać. Ja pójdę nawet nieco dalej, odważniej, powiem, że w obecnej sytuacji poza likwidacją składki ulgowej konieczne jest włączenie prenumeraty do rocznej składki. Taki model jest powszechny w znanych mi zagranicznych stowarzyszeniach, których jestem członkiem, z powodzeniem zaczyna być wprowadzany przez krajowe stowarzyszenia, gdyż tylko w ten sposób można utrzymać wydawanie czasopism. Po dokonaniu takiej zmiany faktycznych pieniędzy na działalność związkową będzie więcej, gdyż większy nakład Filatelisty pozwoli zmniejszyć koszty jednostkowe (pojedynczego egzemplarza) a zatem mniej środków z połączonej składki będzie wydatkowane na Filatelistę, a tym samym więcej ich pozostanie w kasie związkowej. Oczywiście zgodzę się, że wymaga to reorganizacji szczebla pośredniego tj. dzisiejszych okręgów i nadania kołom, czy klubom większych praw. Jak pokazują Kandulski, Kopeć i Zbierski liczba okręgów nie znajduje ani uzasadnienia w ogólnej liczbie członków Związku ani w ich przestrzennych rozkładzie (najprawdopodobniej, gdyż nie wiemy ilu członków skupiają koła podporządkowane poszczególnym okręgom). Dzisiejsze okręgi zastąpiłbym znacznie większymi regionami, których warunkiem istnienia byłoby skupianie określonej, ale odpowiednio dużej liczby członków. Regiony odpowiedzialne byłyby za nadzór nad kołami nadal terytorialnie podporządkowanymi. Kluby powinny mieć te same prawa, co, koła ale miałyby prawo wyboru regionu. Aby zostać członkiem klubu, nie powinno być wymagane członkostwo w kole terytorialnych, czy też ponad regionalnym, tj. internetowym. Nadzór regionu nie byłby tylko ograniczony do „przejmowania” lwiej części składek zebranych w kołach ale przede wszystkim regiony byłyby odpowiedzialne za organizowanie dla członków podległych im kół seminariów i szkoleń (obowiązkowych, co najmniej 2-3 razy w roku), organizowania zorientowanych na młodzież szkolną „Dni znaczka” itp. Oczywiście przed wyborem siedzib regionów należy przeprowadzić analizy symulacyjne a także należy wziąć pod uwagę warunki lokalowe, jakimi dysponują poszczególne regiony. Pomieszczenia będące siedzibami zlikwidowanych okręgów będące jednocześnie własnością Związku mógłby być wynajmowane, tak, aby pozyskać dodatkowe środki na działalność. Koniecznie należy wprowadzić tzw. członkostwo zbiorowe. Tego typu członkostwo miałoby charakter typowo komercyjny, oferowane byłoby bogatym przedsiębiorstwom, a środki za nie pozyskane można by przeznaczyć na organizowanie wystaw, przeprowadzanie posiedzeń PAF, szkoleń sędziów, spotkań ekspertów, na rozbudowę infrastruktury informatycznej Związku, digitalizację najważniejszych zbiorów, skarbów polskiej filatelistyki, fundusz nagród itd. Członkostwo zbiorowe mogłoby mieć kilka kategorii, np. diamentowa, złota, srebrna i kosztować odpowiednio od kilkudziesięciu do kilku tysięcy rocznie. Oczywiście członek zbiorowy otrzymywałby darmową reklamę na stronach Związku, w Filateliście, na banerach, plakatach prezentowanych z okazji wystaw i pokazów itd. Ponadto taki członek powinien otrzymać od Związku komplet wydanym w danym roku walorów i innych materiałów, w tym książek i albumów.
Krytyczna analiza sytuacji Związku dotyka także zasad funkcjonowania samych kół. Diagnoza dokonana przez Autorów w tym zakresie jest słuszna, jednak nie jest to moim zdaniem sytuacja szczególna, właściwa tylko dla kół PZF. Opisana przez Autorów sytuacja typowego koła, którego funkcjonowanie (byt) oparte jest o bardzo wąski zarząd ma miejsce w każdej zbiorowości ludzkiej i takie zachowanie wynika z naszych cech. Chętnie, bowiem zgadzamy się na podporządkowanie wąskiej grupie przywódczej, która jest tak długo efektywna w swoim działania, jak długo jest nim tak naprawdę zainteresowana, jak długo jest ono sensem ich istnienia. Z czasem niestety popada się w rutynę, traci inwencję a przede wszystkim nabiera się przekonania o własnej „przewadze” nad resztą „grupy”, alienuje od niej i samemu nie dopuszcza się do jakichkolwiek zmian. Niestety nasze przekonanie o tym, że jesteśmy niezastąpienie jest całkowicie mylne i każdy rozsądny szef powinien w pewnym momencie wychować sobie następców, przygotować naturalnych sukcesorów. Istnieje oczywiście prosty sposób na przeciwdziałanie takiej sytuacji, jest nim statutowy zapis o możliwości pełnienia tych samych funkcji przez określoną liczbę kadencji. Wiedząc o takiej regulacji koła same najprawdopodobniej dbałyby o identyfikację członków o cechach przywódczych i zdolnościach organizacyjnych. Podobnie jak Kolega Siarkiewicz nie podzielam obaw Kolegów Kandulskiego, Kopcia i Zbierskiego, że dalsza utrata członków zagraża bytowi PZF i rozwojowi filatelistyki w Polsce. Chociaż musze powiedzieć, że nie podzielam także w pełni opinii Kolegi Siarkiewicza. Filatelistyka zawsze będzie istniała, gdyż wynika ona z zainteresowania znaczkiem i wszystkim, co jest z nim związane. Przecież nawet dzisiaj, znaczna część filatelistów pozostaje poza związkiem (sam byłem poza nim przed większość czasu, w którym zajmuje się filatelistyką), gdyż nie znajdują w jego ofercie nic ciekawego dla siebie. Oni chcą zbierać znaczki, studiować wszystkie aspekty związane z ich użyciem pocztowym, ale nie chcą być wystawcami i nie chcą płacić składki (gdyż obecnie Związek niewiele więcej oferuje zwykłym członkom). Zapewne jednak w Związku pozostanie pewna liczba osób, która poza zamiłowaniem do znaczków, będzie chciała wystawiać, uczestniczyć w seminariach, spotykać się z ludźmi o podobnych zainteresowaniach. Ciągle filatelistyką będzie interesowała się pewna grupa osób, które zainteresowane będą tylko kolekcjonowaniem nowości. To płytka forma filatelistyki, jednak istnienie tej grupy jest faktem i nic tego nie zmieni. Za niebezpieczne uznałbym natomiast procesy, które prowadziłyby do silnej koncentracji walorów, powstawania dużych poważnych kolekcji skupionych w rękach kilkudziesięciu poważnych i odpowiednio majętnych filatelistów, gdyż to ogołoci rynek, uniemożliwi rozwijanie zbiorów, utrudni procesy badawcze i całkowicie zahamuje wystawiennictwo.
Dla dobra filatelistyki oraz Związku powinniśmy na szerszą skalę rozpocząć „walkę” z obrotem fałszywymi walorami filatelistycznymi. Zadanie to w całości spoczywałoby na ZG oraz Kolegium Ekspertów. Uważam za konieczne ujednolicenie wzorów atestów wydawanych przez ekspertów afiliowanych przy Związku. Proponuję wprowadzenie zasady, że walory o wartości katalogowej powyżej określonej kwoty muszą posiadać atest, jeśli mają być przedmiotem obrotu oraz obowiązkową rejestrację atestów w odpowiedniej bazie danych tak, aby każdy mógł sprawdzić jego wiarygodność. Tym samym każdy formularz atestu musiałby posiadać unikalny numer. Wiązałoby się to z określonymi opłatami. Otóż w związku z jednolitym formularzem atestu, ekspert musiałby wykupywać od Związku formularze atestu i byłby zobowiązany do jego rejestracji w bazie po wystawienia atestu. Baza wystawionych atestów byłaby dostępna poprzez Internet, z różnymi opłatami dla członków i nie członków Związku, którzy chcieliby zweryfikować autentyczność dokumentu. Mam jednocześnie świadomość, że potrzebny byłby pewien okres na to, aby wszystkie cenne walory spełniały ten wymóg.
Problem filatelistyki młodzieżowej widzę nie aż tak krytycznie jak Kolega Siarkiewicz. Zgadzam się jednak z nim, że żaden poważny zbiór nie powstanie tylko i wyłącznie w efekcie wymiany, a tzw. koła młodzieżowe są jedynie sztucznym tworem. Proponowałem powyżej nałożenie na okręg obowiązku organizowania „Dni znaczka” adresowanych przede wszystkim do dzieci i młodzieży. Należy zastanowić się, czy efektywne byłoby oddziaływanie poprzez eksponaty audiowizualne lub pseudo gry komputerowe. Zbieranie znaczków przez osoby w bardzo młodym wieku jest iluzoryczne, gdyż cechą dzieci jest stosowanie organoleptycznych metod poznawania świata, czyli oglądanie, dotykanie, wąchanie i smakowanie. Z zasady tylko pierwsza z nich jest bezpieczna dla walorów filatelistycznych, pozostałem niestety nie. Zatem wszelkie zabawy dzieci z oryginalnymi znaczkami skończyć się muszą ich destrukcją, mamy, zatem do czynienia z kształtowaniem cech antyfilatelistycznych. Niestety z dużą rezerwą podchodzę do eksponatów filatelistycznych w tzw. klasie młodzieżowej, zwłaszcza tych cechujących się dużym stopniem profesjonalizmu i prezentujących rzadsze walory. Przecież to nie jest samodzielne dzieło młodego filatelisty. Czy komisja sędziowska nie widzi tego oceniając eksponaty? Jako zjawisko negatywne odnotowuję zbyt silne zorientowanie się Filatelisty na problematykę pracy z dziećmi i młodzieżą. Czy tego typu działalność przynosi efekty, tego nie wiem i najprawdopodobniej nikt z Redakcji nie prowadził żadnych badań weryfikacyjnych, czy poniesione koszty są uzasadnione. Mam również wątpliwości, czy właściwym jest mieszanie treści przeznaczonych dla dorosłych z treściami przeznaczonymi na młodszych czytelników. Może lepiej poza 12 numerami tradycyjnego Filatelisty wydawać corocznie 2 lub 4 zeszyty przeznaczone dla młodego odbiorcy i ewentualnie opiekuna pracującego z tą grupą wiekową.
Nie bez znaczenia jest spojrzenie jeszcze na dwie sprawy związane z publikacją Kolegów Kandulskiego, Kopcia i Zbierskiego oraz wcześniejszymi z ich istotnym udziałem. Pierwsza kwestia została poruszona już przez Kolegę Siarkiewicza, a związana jest z pozycją Autorów w Związku. Od lat głośno „walczą” o zmiany w Związku wiceprezes Zarządu Głównego – Kolega Marek Zbierski, Przewodniczący Kolegium Statutowego Zarządu Głównego – Kolega Józef Kopeć a ostatnio wspiera ich w tym Prezes Okręgu Wielkopolskiego – Kolega Maciej Kandulski. Jednocześnie brak jest jakiegokolwiek odzewu innych członków Zarządu Głównego, czy komisji oraz prezesów okręgów, których likwidację proponują wymienieni Koledzy. Czyżby prezesi okręgów nie mieli jakichkolwiek kontrargumentów? Czy też uważają, że zewrą szyki na najbliższym zjeździe i postawią tamę zmianom? A może głos małej grupki przedstawicieli „najwyższych struktur” ma charakter pseudodyskusji? A zatem, o co w tym chodzi? Brak głosu innych członków Zarządu może świadczyć o tym, że sprawy poruszane przez Kolegów są im, co najmniej, obojętne. Brak głosu ze strony Prezesa być może potwierdza tezę o tym, że ta dyskusja ma charakter parawanu. Jest prowadzona w sposób kontrolowany, aby na zjeździe powiedzieć, że chcieliśmy zmian, ale opór jest olbrzymi i nie damy rady ich przeprowadzić, czyli wszystko zostaje po staremu, bo tak jest nam najlepiej. Być może jest to prawda i tutaj chcę przejść do drugiej sprawy. A mianowicie, dyskusji moderowanej przez Kolegów z Wielkopolski nie wychodzi naprzeciw dyskusja nad strategią Związku. Czyżby wizje Kolegium Statutowego i Zespołu ds. Strategii Związku były rozbieżne? Czy można proponować zmiany statutowe bez jasnej strategii rozwoju? Czy ta strategia może istnieć w oderwaniu od Związku? Po dwakroć, Nie! Do najbliższego zjazdu pozostało już niewiele czasu, zatem jeśli wieją wiatry zmian, to najwyższy czas myśleć o tym, jak z korzyścią dla Związku spożytkować ich energię. Mam nadzieję, że ta tocząca się na łamach Filatelisty niemrawa dyskusja o potrzebie zmian, mająca obecnie siłę słabego zefirka, przekształci się w wiatr, które energie będzie można pozytywnie wykorzystać. I o to apeluję, jako filatelista i zwykły członek Związku!