Internetowe Koło Filatelistów informuje, że na swoich stronach www stosuje pliki cookies (tzw. ciasteczka).
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie przez nas cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami Twojej przeglądarki.
Więcej informacji na ten temat można znaleźć w naszej Polityce prywatności.

 

Font Size

SCREEN

Profile

Menu Style

Cpanel

Antarktyczne święta czyli łyk chłodu w środku lata

Mamy pełnię lata, które w tym roku jest wyjątkowo gorące, wręcz upalne. Termometry pokazują w cieniu temperaturę, która w wielu miejscach przekracza 32-33C a przy tym na znacznym obszarze kraju jest sucho, nie padało od kilku tygodni. Dlatego myślę, że wszyscy z ulgą przyjmą tekst poświęcony antarktycznym świętom. Mam nadzieję, że dzięki temu chociaż na krótko przeniesiemy do do krainy wiecznego lodu i poczujemy lodowaty chłód. Niech myśli nasze podążą ku bezkresnym śnieżnobiałym lodom, błękitnemu niebu i słońcu, które choć świeci wcale nie grzeje tak silnie, jak u nas.
Miniaturka obok pochodzi z Wikipedii.

    Od zarania dziejów codzienność dla zdecydowanej większości ludzi to praca zwłaszcza dla tych, którzy mają swoje cele i marzenia . I nie ma znaczenia czy jest to wysiłek fizyczny czy tez intelektualny - zawsze są to zajęcia, które nie pozostawiają zbyt wiele czasu na chwilę zadumy, na retrospekcję, na chwilę tylko dla siebie i dla najbliższych. Ale są takie szczególne dni w trakcie, których wszystko to, co wydawało się do tej pory najważniejsze schodzi na drugi plan. To najbardziej rodzinne ze świąt - święta Bożego Narodzenia. Gromadzimy się w naszych mieszkaniach przy wigilijnym stole obok, którego stoi choinka, a gdy jeszcze za oknem widzimy śnieg i błyszczące gwiazdy na niebie a wokół stołu naszych najbliższych to czujemy, wtedy taką prawdziwą radość i dziękujemy za mijający rok.

     Ale w te szczególne dni pamiętamy także o tych, którzy są daleko, którzy nie mogą z racji swoich obowiązków być razem z nami przy stole i, wtedy nasze myśli podążają w najbardziej odległe zakątki naszego kontynentu także i tam, gdzie widok śniegu jest codziennością

 

     Spójrzmy dzisiaj na mapę Antarktydy w kształcie choinki i oddajmy głos uczestnikom wypraw polarnych zwłaszcza tym, którzy w tak niedawnej a jednocześnie tak już odległej polarnej erze heroicznej przybyli na ten Biały Ląd i tutaj bez żadnej możliwości kontaktu z najbliższymi spędzali swoje święta.

     Wątpię, żeby ktokolwiek, siedząc w domu, spędził bardziej udane święta Bożego Narodzenia. Było spokojnie i pięknie,... O dziesiątej msza i mnóstwo kolęd, potem ozdabianie mesy  flagami, których używa się podczas wypraw polarnych... Załoga stacjonująca na dziobie na obiad jadła baraninę. Mieli do dyspozycji obfitość pingwinów, ale dziwną koleją rzeczy nie uznali ich mięsa za jadło godne świątecznego stołu. Mięso pingwina podano za to wieczorem w mesie, po czy wzniesiono toast za „nieobecnych przyjaciół” i nastąpiło śpiewanie, przy czym każdy z obecnych musiał zaśpiewać dwukrotnie. W efekcie nocne wachty trzymano w wielu miejscach....”

    Tak opisuje swoje pierwsze antarktyczne święta 1910 roku jeden z uczestników angielskiej wyprawy Scotta  A. Cherry-Garrard.

Listy pisane do matki przez autora wspomnień znajdujące się  Muzeum Polarnym (http://camunivmuseums.wordpress.com/2014/01/15/letters-to-a-mother/)

     Kilka lat później swoje święta Bożego Narodzenia  w lodach spędzają uczestnicy innej wyprawy.  Na statku “Endurance” walczącym z lodami swoje święta spędza E. Shackleton wraz z uczestnikami wyprawy której celem było nie tylko zdobycie bieguna, ale także przejście całej Antarktydy . Autor książki poświęconej historii tej wyprawy A. Lansing tak opisuje ten dzień:

      “Mimo niezadowalających postępów podróży Boże Narodzenie obchodzono uroczyście. Mesa udekorowana została flagami, a załoga otrzymała wyśmienity  obiad składający się z zupy, śledzi, duszonego zająca, puddingu śliwkowego I słodyczy, a zapijano to wszystko mocnym piwem I rumem. Potem odbył się wieczór pieśni, w czasie którego Hussey przygrywał na sporządzonych własnoręcznie skrzypcach o jednej strunie. Tej nocy przed zaśnięciem Greenstreet opisał wydarzenia dnia w swoim dzienniku, kończąc następującą konkluzją:

      “Oto zakończyło się jeszcze jedno Boże Narodzenie. Ciekaw jestem, jak I w jakich okolicznościach spędzać będziemy następne. Temperatura minus 1.”

      Wbrew pozorom ludzie, którzy spędzali święta na tym, wydawać by się mogło, pozbawionym życia lądzie, czy też na skutym lodem morzu nie byli sami. Towarzystwa dotrzymywali im odwieczni gospodarze Białego Lądu – pingwiny.  Ich obecność była dla polarników niezwykłym darem.  To właśnie pingwiny ratowały nieraz polarników od śmierci głodowej , ale były pomocne także w innych, niezwykłych sytuacjach.  Ich obecność na krach I górach lodowych  była dowodem na istnienie w pobliżu ziemi  I to one zawsze jako pierwsze witają dziwne dwunożne stworzenia na Szóstym Kontynencie.

 

BAT 2008, Mi 485

     Pingwiny zawsze bacznie obserwowały przepływające koło nich statki. Niezależnie od tego czy były to żaglowce czy statki spalinowe – zawsze tymi które są najbardziej zainteresowane pojawieniem się nowych, nieznanych stworzeń – są właśnie pingwiny. Ich zachowania bywają bardzo różne.
    Najbardziej dostojne, zgodnie z swoją nazwą są pingwiny cesarskie. Obserwują spokojnie, w poczuciu niezmiernej godności zarówno statki jak i ludzi. Doskonale wiedzą jakie wrażenie wywierają na tych nieopierzonych intruzach.

 

Japonia 1957, Mi 669

     Całkowicie inaczej zachowują się natomiast wszędobylskie pingwiny Adeli. Oto jak ich zachowanie opisuje  w swoich dziennikach kapitan R. Scott:

      „Całymi stadkami wskakiwały na naszą krę. Z chwilą gdy się znalazły na powierzchni lodu, zdradzały całą swą postawą nieokiełznaną ciekawość i bezmyślne lekceważenie własnego bezpieczeństwa. Podchodziły zataczając się i wysuwają głupim zwyczajem głowy to w jedną, to w drugą stronę, nie bacząc na sforę wyjących i wyrywających się ku nim psom, tak jakby chciały zawołać:  -Hallo! Co to za heca! Czego tu chcecie śmieszne stworzenia?”

    Tak, dla nich na pewno jesteśmy śmiesznymi stworzeniami, nieprzystosowanymi do życia w takich warunkach. A jednak wędrujemy przez te śnieżne połacie podobnie jak pingwiny cesarskie w swoim odwiecznym marszu ku życiu:

  TAAF 1985, Mi 196

 Pingwiny towarzyszyły Shackletonowi i jego towarzyszom także rok później, gdy po tym jak ich statek został zmiażdżony przez lody wędrowali przez skuty lodem ocean. Tym razem święta spędzone na pękającej krze nie były radosne. Wyprawa walczyła o życie. Nic, więc dziwnego, że tym razem Shackleton w swoim dzienniku poświęcił świętom jedno zdanie:

       „Dziwne Boże Narodzenie. Myślimy o domu”.

     Tym razem święta nie były dla rozbitków chwilą wytchnienia. Nie cieszyło ich piękno przyrody. Nikt już nie zwracał uwagi na zorze polarne. Także towarzyszące im pingwiny przestały stanowić miłe urozmaicenie. Stały się tylko pokarmem.

 

 USA 2007, Mi 4316

   Ale widok tych pingwinów na pewno sprawiłby wędrowcom radość. Nie zorza którą możemy podziwiać na znaczku, ale pingwiny skalne będące ilustracją na tej kopercie FDC. Oznaczałoby to że dotarli do wysp na których znajda ratunek. To na nich właśnie żyją pingwiny skalne.
     Shackleton i jego towarzysze nie byli pierwszymi ludźmi którzy spędzili święta uwięzieni w lodach mórz antarktycznych. Pierwsza była załoga belgijskiej wyprawy antarktycznej na statku „Belgica” pod dowództwem  A. Gerlache.  Wyprawy szczególnie nam bliskiej uczestnikami tej wyjątkowo barwnej, międzynarodowej załogi byli także dwaj Polacy.

 

     Nazwiska  H. Arctowskiego I A. Dobrowolskiego na trwałe zapisały się w historii badań polarnych.  Pozostawili po sobie nie tylko prace naukowe,  A. Dobrowolski opublikował także swoje dzienniki z wyprawy polarnej, pisane niezwykle barwnym językiem.
     Pierwsze święta Bożego Narodzenia załoga statku “Belgica” spędziła na Ziemi Ognistej. Oto  notatka z dziennika A. Dobrowolskiego:

     “Święto. U nas pewnie mróz. Tu – pełnia lata. Śliczne storczyki na łąkach. Kajuta przybrana flagami. Na jednym stole maleńka chorągiew belgijska, na drugim norweska.
     Komendant zagrał na katarynce hymn narodowy Belgii, potem “walc” “Belgiki” (kompozycja ad hoc), a potem pił do nas.
     Jesteśmy w Lapataja, na Ziemi Ognistej, przy składzie węgla argentyńskiego... Dzisiaj święto. Jutro – do węgla.”.

      Następne święta nie były już tak radosne. Uczestnicy wyprawy spędzili je na uwięzionym wśród lodów na M. Bellinghausena, statku.  13 miesięcy jakie spędzili uwięzieni na statku polarnicy nie były czasem zmarnowanym. Przeprowadzono wiele badań naukowych. Naukowcom w ich pracach tak jak zawsze towarzyszyły pingwiny. Zajmują one wiele miejsca  w “Wspomnieniach z wyprawy polarnej” A. Dobrowolskiego. Oto jak je opisywał:

      “Z którejkolwiek strony okręt zaczepi o pierwsze lody od strony Ameryki, Afryki czy Australii -wszędzie powita go dziwaczna pierzasta istota, przednia straż Antarktyki. Im głębiej wdzierać się w kry, coraz gęstszym zastępem broniące wstępu na ląd, tym większe napotyka się tłumy bezlotków – wiernej, przywiązanej dziatwy Antarktydy”

 

 TAAF 2013, Mi 816

    „Budowa bezlotka stanowi ostatni okres przystosowania ptaka do życia wodnego. W nim latacz powietrzny zamienił się na pływaka i nurka, aeroplan przedzierzgnął się w idealną łódź na wodę i pod wodą. …. Kiedy bezlotek pływa, improwizowane płetwy wraz z wydłużonym tułowiem nadają mu wygląd ryby.”

 

 Falklandy 2013, Mi 1234

    „Gdy zaś chodzi lub stoi, tj właściwie siedzi – a stoi i chodzi pionowo, by w równowadze utrzymać długi kadłub, samym tyłem oparty na łapach – jest to istna karykatura człowieka z wielkim nosem, długim brzuchem, krótkimi nóżkami i śmiesznymi kikutami zamiast rąk”.

 

 BAT 2003, Mi 377

     To tylko fragmenty barwnych opisów tych niezwykłych bezlotnych ptaków.  Czym naprawdę były i nadal są dla polarników pingwiny o tym mówi poniższy fragment  wspomnień A. Dobrowolskiego:

      „Pingwiny to ulubieńcy wypraw antarktycznych – nie tylko dla swych potężnych mięśni piersiowych, smacznego kąska dla podróżnika, znudzonego konserwami, lecz także jako żywi towarzysze w pustyni, swym głośnym, chrapliwym krzykiem wołającym „żyję”!! tam, gdzie krzyczą tylko orkany lub milczy lodowata martwota. Gdy wiosna pocznie rwać pola lodowe i czarną siecią kanałów rysować każdą płaszczyznę, zaczyna się dla uwięzionych w lodzie wielka uciecha: pingwiny wracają! Nie masz tam milszego spędzania czasu nad przypatrywanie się tym arcyuciesznym, bajecznie miłym stworzeniom; obserwują je wszyscy, uczeni i marynarze, opowiada się o nich, jak o znajomych osobach, plotkuje się o zajściach z nimi lub między nimi, jak o wypadkach dnia.”

   Nawet najbardziej trudne warunki, strach o życie nie są w stanie pozbawić wrażliwości na piękno Antarktyki. Nic więc dziwnego że nawet w trakcie Świąt Bożego Narodzenia które na półkuli południowej przypada w środku antarktycznego lata, wtedy gdy słońce świeci praktycznie całą dobę, wszyscy polarnicy poczynając od tych którzy jako pierwsi przeżyli tam cały rok polarny, do współczesnych  składając sobie życzenia pomyślnego powrotu do domu, życzą sobie także powrotu na Biały Ląd.  Antarktyda dla wielu jest miejscem magicznym, a dla niego dozgonną miłością i nieuleczalną chorobą na całe życie.

 

     Czy w innym miejscu na świecie można spędzić święta w towarzystwie pingwinów?  Nic więc dziwnego że pomimo odległości, braku kontaktu z najbliższymi, odczuwanego szczególnie właśnie w ten szczególny dzień, gdy siadamy do stołu wigilijnego – polarnicy nieustannie tutaj powracają gdyż Antarktyda to miłość na całe życie.

    Pamiętajmy więc w każde święta o polarnikach spędzających święta w stacjach polarnych, a zwłaszcza o uczestnikach polskiej wyprawy  przebywających w polskiej stacji antarktycznej im. Arctowskiego. W tym czasie także u nich trwa kolacja wigilijna i jak  opisał w swoich wspomnieniach wigilię spędzoną na stacji Arctowskiego w 1978 roku Jan Terelak:

      „Nastrój świąteczny był autentyczny, choć wszystkim przeszkadzało świecące za oknem słońce (białe noce). Brakowało więc tylko pierwszej gwiazdki i …. najbliższych z rodziny. Wznieśliśmy za nich toasty, śpiewaliśmy kolędy”.

 

     Po północy można zajrzeć także do otwartego całą dobę baru antarktycznego. Zawsze spotkamy tutaj chętnego do rozmowy pingwina. Słoneczną pogodę mamy zapewnioną przez okrągłą dobę.

      „Niebo niby dzwon z kryształowego błękitu, mieniący się fioletem, częstokroć zdobny w śnieżne lśniące paprocie subtelnych chmur lodowych, co z dwóch przeciwnych końców widnokręgu zdaje się wyrastać, niby bukiety olbrzymiego szronu. Powietrze w nieustannych błyskach: mży w nim pył lodowy, niesłychanie drobny, zdradzający swe istnienie ciągłym migotaniem, skrami diamentu”.

     Być może ten poetycki opis autorstwa A. Dobrowolskiego powstał po wizycie w barze antarktycznym, ale w pełni oddaje on to co dane było widzieć nielicznym.
     Pamiętajmy więc o naszych polarnikach. Kiedy my życzymy sobie zdrowych i radosnych świąt, przebywający na Antarktydzie, życzą sobie jednego - "szczęśliwego zakończenia pracy na Antarktydzie i szczęśliwego powrotu do domu".

Jesteś tutaj: START | Antarktyka | Antarktyczne święta czyli łyk chłodu w środku lata